Jardin d'Acclimatation.

Przyszli tu nie mam pojęcia co robili, pewnie długo rozmawiali i trzymali się za rączki, sweet.

ej ja nawet nie wiem co to jest to całe jardin coś tam.-zawsze podrywasz dziewczyny na spacer-rzuciła nagle puszczając jego dłoń tak dla testu

jardin to po hiszpansku ogród wiec po francusku pewnie podobnie, he. - hm, jak by sie temu bardziej przyjżec to tak, - wymruczał drapiąc sie po głowie, - ale tak na pierwszy rzut oka to nie. - usmiechnął sie szeroko, łapiąc ją spowrotem za dłon. - a pozatym nie podrywam byle kogo, moja droga.

o kurwa to jest zoo

rozesmiała się głośno tak ze się pewnie lwy obudziły i rykneły na nich-więc mam się czuc zaszczycona??-zatrzymała się i staneła przed nim przodem-no nie wiem nie wiem co mam o Tobie myslec

i pewnie te same lwy sprzedały casperowi zabójcze spojrzenie a ten wiedział że zoo w paryżu przez nią ma juz spalone, he przynajmniej czesc gdzie są lwy i inne kociaki, - oczywiscie, to wielki zaszczyt. - wyszczerzyl sie głupkowato łapiac ją w pasie.

spoważniała nagle-łapki przy obie-warkneła ostro i spojrzała na niego chamsko.odsuneła się na dwa metry-zachowuj się lwy patrzą-dodała ze śmiechem

przestraszył sie że przestała go lubic, ale gdy sie usmiechneła on odwzajemnił jej uśmiech, - a co lwy to twoje dzieci czy ochroniarze?

podeszła blizej i objeła go rękami za szyje i nachyliła się nad jego uchem-a moze i jedno i drugie i zaraz ktoś Cię pozre.zobaczysz

odsunął ją od siebie rozglądając się. - hej, nie chce zostac pożarty przez lwy, - zamachal przecząco głową, łapiac ją za ręke. - idzmy dalej, to ptaków, albo nie do ryb.

zatrzymała go kładąc mu ręke na piersiach-a jezeli to ja chce Ciebie pożreć??-patrzyła na niego łakomie przekrzywiając lekko głowe

i pewnie oblizała usta, tak perfidnie! - jesteś pół kobietą pół lwem? - popatrzył na nią udając przerażonego.

roześmiała się i odrzuciła głowę do tyłu-tak i w spodniach chowam ogonek-podeszła do niego i wzieła go za łapke-chodz boidudku idziemy do ptaszków

był sobie tuuu, o. xd i obgryzał paznokcie, bo go wkurwiały. były za długie.

i pewnie lwy albo inne koty sie na niego dziwnie patrzyły bo to głupio wygląda jak ktoś obgryza paznokcie, a ofelka sobie spacerowała bo lubiła, o.

ihahaha, leciał za nią, bo poznał ją sto lat temu. znaczy jak przyjechała do tego parisa. i powiedział jej, cześć, ale po rosyjsku. bo specjalnie się nauczył taki był fajowy!

- vincent! - popukała sie w czoło obciagając grafitowy płaszczyk na tyłek, - ej jesteś ciągle nie normlany, - wymruczała bo w duchu miała nadzieje że od czasu kiedy sie ostatni raz widzieli wynormalniał, ale nadzieja matką głupich. - ukradłeś mi majtki, złodzieju,. oddaj!

-jakie majtki? - zrobił głupią minę. ubuział ją w policzek i zapytał co tam.

- nie udawaj, - poczochrała go i po chwili nakrzyczała na niego że nie ma szalika ani nawet rekawiczek.

wzruszył ramionami i stwierdził, że nie potrzebuje. bo jest gorący facet! - majorka...majorka... - zanucił jej do ucha. - ej, chodź jedźmy na majorkę. teraz. nał.

- nie moge, mam jutro egzamin! - powiedziała stanowczo, mając jednak nadzieje ze na siłe jej nie weźmie . - zreszta teraz nał nie bo nie mamy nawet ubrań na zmiane.

-można kupić. - złapał ją za nadgarstek. - no chodź, polecimy na plażę i wrócimy. będzie fajnie. - zapewnił ją ochoczo i popatrzył błagalnym wzrokiem.

popatrzyła na niego przestępując z nogi na nogę, - nie wiem, przez ciebie nie zdam! - wymruczała zakładając kosmyk włosów za ucho, - no dobra!

roześmiał się. - pieprzyć to. - wymruczał i wziąłją za dwa palce. i polecieli do niego, potem do niej, a na końcu na lotniskooo. zaczne.